Sanitarium

Forum szaleńców... skończonych wariatów.. a co! :P :] ale za to kochanych ;)

Ogłoszenie

No wy paskudy jedne... jak zobaczę, że siedzicie na forum a nic nie piszecie tu już ja wam pokażę... :P
Forum przejmuje w posiadanie ekipa Legionistów z serwera UK ^^

#1 2008-02-18 01:14:31

DarkWeider

ten NAJźlejszy szef

Skąd: Moria I/II
Zarejestrowany: 2008-01-10
Posty: 42
Punktów :   
Rasa: Łapacz Myśli

Kroniki wojenne O.o vs ZHP

- Dom... to naprawdę on? - myślałem, jeszcze długo nie mogłem uwierzyć, że w końcu wracam w moje rodzinne strony. Zaciszny kąt w wielkim budynku, wręcz świątyni, świątyni spokoi, pełnej bratnich dusz, jakimi był cały klan Sanitarium. Wbiegłem wręcz do środka... łza w oku sie zakręciła, kiedy pełne zdziwienia twarze ziomków zaczęły powoli przeradzać się w uśmiechy. Na moim policzku pojawiła się łza. Krwawa łza. Od nie pamiętam kiedy płakałem krwią. Nie dziwiło to jednak nikogo. Ruszyłem w stronę jasszczura noszącego aktualnie czerwone barwy przywódcy klanowego, gdy nagle za plecami dał sie słyszeć krzyk gwary i nagle drzwi otworzyły sie szerzej, a ja zostałem popchnięty do przodu. Do środka wpadła reszta klanowiczów z, tak jak ja, obdartymi łachmanami, poszczerbionymi sztyletami i shurikenami i maczugami, w których brakowało gwoździ (zostawionych w czaszkach PSDków).Wszyscy rzuciliśmy się sobie w ramiona.
- Jednak wróciłem... udało się.

Spokojnie zaszyłem się na pare dni w swoim pokoju. Odkurzyłem go, bo jak zwykle Rusty zapomniała dbać o mój pokój! Naostrzyłem ponownie shurikena, połatałem pelerynkę i domalowałem pare słoneczek na szortach. Ahh, nie ma to jak krótkie szorty w słoneczka :) Tylko nadal nie rozumiem, dlaczego jasszczur sie od zawsze z nich śmieje, że niby wyglądają jak piżama! :/

3 dni siedzenia w klanowym zaciszy, wypady poza domek, na ulice, aby wyssać krew z innych, to potężnych, to maluczkich, wampirów. Mało który uchodził z życiem przed moimi ostrzami. Nocne libacje w towarzystwie półnagich kobiet sprowadzanych przez Syne, nie wiadomo skąd. Trunki, krwiste, zaprawiane alkoholem, od których to jeden człowiek w klanie nigdy nie stronił i odkąd pamiętam zwaliśmy go Lordem, z przydomkiem "Kac"... wszyscy rozumieliśmy dlaczego :)

Podczas tych 3 dni ograbić zdołaliśmy dwa inne klany z fajnych zabawek do naszych kwater, aby żyło sie nam lepiej.
Gdy zabijaliśmy ostatniego wampira podczas ostatniego oblężenia zaniepokoił mnie jeden z nich. Leżący w posoce, z twarzą do ziemi. Nie wiem czemu, ale zawróciłem na chwilę, zbliżyłem się do niego, podniosłem za włosy jego głowę... żył jeszcze, jeśli można to nazwać życiem. Ostatnim tchem wymamrotał "zapłacicie nam za to"... Pchnąłem gwałtownym ruchem jego bezwładną głowę na ziemię, uderzyła łamiąc w kilku miejscach kości.
Nie spałem tego dnia. Ciągle dudniły mi w głowie słowa zdychającego wampira. Gdy ruszyłem wieczorem ku drzwiom, nie zdążyłem jeszcze dotknąć zasuwy, gdy do pokoju bez pukania, czego bardzo nie lubiłem, wpadł jasszczur śmiejąc się i wymachując rękoma, wręcz rozpaczliwie próbując stłumić śmiech. Dopiero gdy wbiłem mu jednego ze swoich shurikenów w zadek zaczął się uspokajać :P
- O co chodzi? Gadaj, a nie jak burdel mama wpadasz do mnie do pokoju bez słowa i jeszcze...
- Musiałeś w lewego pośladka?!?! Znowu w to samo miejsce!! Nigdy mi się nie zagoi i znowu pewnie od Rusty mi się...
- Gadaj o co chodzi! - powiedziałem, wyciągając drugiego shurikena z rękawa pelerynki
- Dobra już dobra... Pamiętasz ten klan, cośmy go ostatnio pokonali? Wczorajszej nocy?
- Tak, nie mogłem...
- To właśnie przybyli i założyli oblężenie na nas.
- Żartujesz? - wypowiadając ostatnie litery tego słowa byłem już na schodach biegnących w dół.

Zbiegłem 2 piętra, do najbliższego okna. Gdy się tylko wychyliłem od razu musiałem się schować. Tuż obok twarzy świsnęły mi dwie kule. Na jednej z nich dostrzegłem wyryty napis "Cheshire - ZHP - czas zemsty" ... Tak... my wampiry, trenując, mogliśmy po pewnym czasie na tyle spowalniać czas, aby móc spostrzec rzeczy dla normalnego oka nie widoczne, kiedy zbyt szybko je mijamy, lub one nas.
- "Nie myliłem się, złe przeczucia miałem co do tego wampira" - pomyślałem, przypominając sobie wampira, którego twarz z ostatneigop wieczoru utkwiła mi w głowie.
- jasszczur i Syne!! - zawołałem - budzić mi tu wszystkich!! Za 20 minut widzę wszystkich na pierwszym piętrze!
Pobiegli. Wyjrzałem przez okno jeszcze raz, tylko po to by znów się uchylić od tych samych kul.
zszedłem na dól - prawie wszystkie wampiry czekały już tam na mnie - reszta, nieobecnych, wyszła na zewnątrz przed oblężeniem. Kontakt z nimi jednak został, na szczęście.
- Słuchajcie, plan jest prosty. Wybiegamy na zewnątrz, bijemy co się da, nawet przypadkowe wampiry nie zamieszane w tą bitwę, zabijamy i siekamy wszystko co zobaczymy. Pozostali przyjdą z drugiej strony, od miasta, ale nie możemy na nich zbytnio polegać - możliwe, że będą wyssani z krwi, przynajmniej niektórzy.
Plan zadziałał, z szaleńczym krzykiem wybiegliśmy z budynku przez wszelkie okna i drzwi, jakie na tym piętrze znaleźliśmy. Wybiegliśmy i... nagle się wszyscy zatrzymali. Na zewnątrz nie było nikogo. Kazałem grupkami przeszukać okolicę... nic. Uciekli? Cisza, spokój, tylko zadrapania na budynku mogły świadczyć o próbie walki na zewnątrz.
Niepokój... to we mnie zagościło po tej nocy... znowu nie spałem.

Kolejny wieczór. Dzisiaj mamy odwiedzić ponownie dom ZHP. Tym razem spodziewałem się... pukania do drzwi. Otworzyłem. Ten jasszczur nie wyglądał tak jak ten wczorajszy. Coś... było... inaczej... Jego... twarz... skrzywiona grymasem i lekkim przerażeniem.
- Co... jest? Dawno tak nie wyglądałeś.
- Cheshire... znowu przybył. Tym razem... jest inaczej... on...
- No wyduś to z sie... - zauważyłem... w gardle jasszczura tkwiła kula, jakie wypluwają dobre uzi. Zbiegłem na dół, wraz z moim wiernym przyjacielem pobiegliśmy na miejsce oblężenia. Ledwo wyjrzałem zza jednego z budynków... trafiło mnie.
Kula trafiła mnie w oko, przeszyła... ból... wyszła z drugiej strony czaszki przebijając na wylot, roznosząc moją krew pare metrów za mną. Karabinek myśliwski z krytyczną prędkością trafił. Wiedziałem, że ten klan, ZHP, jest dzisiaj inny. Wiedziałem, że ta noc... będzie inna. Wiedziałem, że dzisiaj... wielu z moich towarzyszy polegnie.
Nie musiałem nikogo zwoływać, rozglądać się. Wszyscy stali nieopodal mnie, gotowi. Jedno moje skinienie... ruszyliśmy. Dookoła słychać było tylko nasz krzyk... ale tylko na początku. Po paru minutach walki na placu zostały głównie wampiry, których nie znałem wcześniej. Wiedziałem już wtedy, że sie przygotowali do tej walki, że wezwali pomoc. Na ich rekach, tak jak i na moich, moich towarzyszy, na ubraniach... wszędzie krew. Nie wyglądało to tak jak poprzednio. Wszyscy stali w bezruchu, aby po chwili ruszyć ponownie do morderczej walki... Kiedy kolejni towarzysze zaczęli ginąć, wiedziałem, że mnie spotka to samo... 5 minut później w moim kierunku poszybowało pare shurikenów. Zmęczony, krwawiący, nie zdążyłem... wbiły mi sie w czaszkę. Chyba przecięły, nie pamiętam już tego dokładnie. Upadłem. Zdołałem jeszcze spojrzeć przez chwilę tylko na moich towarzyszy. Wszyscy padli. Tym razem nie zdołaliśmy się przebić. Przed (nie-)śmiercią poczułem jeszcze tylko nagłe szarpnięcie za włosy - patrzył na mnie... dobił sztyletem, wbijając mi go w drugie oko, przebijając... nic już nie czułem...

Obudziłem sie nagle... kolejnego wieczoru. Nigdy nie wiedziałem jak to sie dzieje, ale zawsze po walce, gdy ginąłem, budziłem sie w swoim pokoju, w domostwie mojego klanu. Tak jak każdy inny wampir. Nikt nigdy nie... Nagły odgłos serii z karabinka przerwał moje rozmyślania. "Co do cholery?" Zbiegłem na dół, obolały i nie taki szybki po ostatniej bitwie. Po drodze tym razem spotkałem Syne.
- Zbliżają się... ZHP... w podobnej sile, której wczoraj ulegliśmy.
- Ślij wiadomość do klanów: PX, VII oraz Luna, z prośbą o pomoc.
- Tak jest.
Pobiegł. Tym razem uśmiech zagościł na mojej twarzy. Tym razem ja przygotuję im niespodziankę.
Po godzinie dostałem odpowiedź, wraz ze wsparciem z dwóch klanów: PX oraz VII. Od Luny przyszła jedynie odpowiedź: "Nie możemy wam pomóc, gdyż mamy sojusz także z klanem, z którym walczycie. Obiecujemy jednak nie mieszać sie do tej wojny także od strony waszych przeciwników". Przyjąłem do wiadomości. Wzruszyłem ramionami, ciesząc sie jednak z przybyłej pomocy.
Radość przerwała kolejna seria z karabinku. Tym razem świsnęła niedaleko, rozbijając pare naczyń stojących na szafie naprzeciwko okna. Wolałem nie wyglądać tym razem...
Ruszyliśmy wszyscy na dół. Bez żadnego rozkazu, bez słowa, ruszyłem ku bramie domostwa. Wszyscy zrozumieli. Równocześnie z moim wyjściem wszyscy ruszyli na zewnątrz. Tym razem...
Tym razem było ich mniej, mimo pomocy, jaką mieli. Słabsi, o wiele słabsi niż wczoraj. Nasza broń, broń oznaczona oczkami, wszędzie znanym symbolem, przecinała kolejno każdą z głów przeciwników.  Demoniczne krzyki wydzierające sie z gardeł przeciwników cichły... cichły bardzo szybko... cisza? Padłem na kolana. Zmęczony wczorajszą nocą, raniony dzisiejszej... Spojrzałem na towarzyszy. Wszyscy patrzyli na mnie. Kilkoro z nich ruszyło w moim kierunku. To byli członkowie naszej Rady. Najlepsi z najlepszych, przyjaciele, jakich znałem. Podnieśli mnie. Każdy z nich się uśmiechał. Każdy z nich gratulował i dziękował. Zdziwienie...
- Przecież ja...
Nagle dostało mi sie z maczugi. Rusty zdzieliła, na szczęście lekko. Dobrze, ze to nie była maczuga Lorda, pewnie bym sie obudził dopiero kolejnego wieczoru :P
- Cicho! Wygraliśmy! Teraz już będzie łatwiej. Obiecuję :) - głos ukochanej jasszczura uspokoił mnie.
Każdy z nich się uśmiechał. Byłem wdzięczny wszystkim.
Tego wieczoru bawiliśmy wszyscy u nas - zarówno klanowicze, którzy musieli na czas tego oblężenia opuścić nasz klan, jak i goście. Bawiliśmy się...

Do kolejnego wieczoru, który miał być pierwszym z wielu, podczas których klan ZHP na zawsze miał pożałować tej jednej, jedynej  swojej wygranej nad naszym klanem. To miała być nasza zemsta, aby "oczka" zostały wciąż niepokonane!

cdn...

Offline

 

#2 2008-02-18 16:35:50

adamuss

c2h5oh

Zarejestrowany: 2008-01-07
Posty: 42
Punktów :   

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

Dark - jedno  - respect

Offline

 

#3 2008-02-18 22:26:12

syne

kochany Pandzik

Zarejestrowany: 2007-12-23
Posty: 120
Punktów :   
Rasa: PandusPospolitusWnerwusLudzius

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

ale dlaczego to ja ganiam za dziwkami ? o.O

Ostatnio edytowany przez syne (2008-02-18 22:27:03)

Offline

 

#4 2008-02-18 22:51:54

RustyAngel

..::Not quite an Angel::..

9564901
Call me!
Skąd: Leszno
Zarejestrowany: 2007-12-06
Posty: 287
Punktów :   
Rasa: Ssak
WWW

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

łaaaa swieeetne... najbardziej podoba mi sie ten fragment gdzie cie bije w kolejnej czesci prosze jeszcze raz
a za te shuri w tylku jasszczura ci sie dostanie..
no i wiesz co ja sobie wypraszam ja dbam o caly domek a ze u ciebie tyle gratow ze nie idzie przejsc to juz nie moja wina sam sobie sprzataj.. co ja jestem sprzataczka??....


http://img170.imageshack.us/img170/9786/raingirlanimatedbyelfbyem4.gif
" we mnie sex, we mnie grzech, we mnie małe dziecko jest, we mnie święta dziś, we mnie córka i mały świr"

Offline

 

#5 2008-02-18 22:53:41

jasszczur

little spark

Skąd: gdańsk
Zarejestrowany: 2007-12-06
Posty: 78
Punktów :   
Rasa: Kultysta

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

nastepnym razem zezlomujemy te jego zapasowe pizamy i tyle bedzie;) a nanity bedzie musial sie nauczyc kompresowac:P

Offline

 

#6 2008-02-19 01:42:40

DarkWeider

ten NAJźlejszy szef

Skąd: Moria I/II
Zarejestrowany: 2008-01-10
Posty: 42
Punktów :   
Rasa: Łapacz Myśli

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

Syne: Ty za nimi nie ganiasz - Ty po prostu je sprowadzasz
jasszczur: odwal się od mojej piż... tzn moich szortów!!!
Rusty: a co Ty mnie tak lubisz bić? Nie jesteś sprzątaczką, ale kobieta powinna dbać o dom cały, a nie jeden pokój pomijać

Offline

 

#7 2008-02-19 07:48:12

RustyAngel

..::Not quite an Angel::..

9564901
Call me!
Skąd: Leszno
Zarejestrowany: 2007-12-06
Posty: 287
Punktów :   
Rasa: Ssak
WWW

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

no wiesz ty co.. jak ja mam dbac o caly dom jak ja biedna mala i bezbronna ledwo moge tam drzwi na 5 cm odsunac a jeszcze niedaj boze cos przestawie to zaraz bedziesz na mnie wrzeszczal pewnie... sam sobie sprzataj tongue ja mam ciekawsze rzeczy do roboty.... ^^


http://img170.imageshack.us/img170/9786/raingirlanimatedbyelfbyem4.gif
" we mnie sex, we mnie grzech, we mnie małe dziecko jest, we mnie święta dziś, we mnie córka i mały świr"

Offline

 

#8 2008-02-24 17:55:57

Kac

Gość

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

dddooobbrree )) czekam z niecierpliwoscia na cd a co do mojego scyzoryka (tak tego gerwazowatego ) jak bym Cie uderzyl to nie nastepnego ranka bys sie obudzil tylko za tydzien :F

masz zapedy na pisanie ksiazek nie marnuj sie tylko wal czesciej )

 

#9 2008-02-24 23:30:03

DarkWeider

ten NAJźlejszy szef

Skąd: Moria I/II
Zarejestrowany: 2008-01-10
Posty: 42
Punktów :   
Rasa: Łapacz Myśli

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

"Tak, pożałują" - te myśli wciąż krążyły po mojej głowie, mimo iż dwa oblężenia pod rząd przeciwnik nie stawił żadnego oporu prawie. Dzisiaj znowu mieliśmy ich odwiedzić. DOOM zorganizował oblężenie, spisał plany kto, kogo, gdzie i jak długo ma klepać po żebrach aż mu kości wyjdą z klatki piersiowej, przebijając skórę, rozbryzgując flaki z otwartego brzucha na ziemi, przed domkiem klanu ZHP.
Domkiem? Nie, to złe określenie. Aktualnie to już była rudera, nie domek. Obdrapane ściany, poodbijany tynk od uderzeń maczugi Rusty czy Lorda. Podziurawiony od karabinków myśliwskich, których kule z wygrawerowanymi imionami naszych wampirów tkwiły jeszcze w tej... obleśnej budowli. "Jak oni mogą tutaj dalej mieszkać?" Dziwiłem się ukradkiem wymijając ich "domostwo" i licząc dziury, charakterystyczne, które robią swoją siłą shurikeny nie trafiając w przeciwników lub trafiając... i wylatując z drugiej strony ich ciał z niesamowitym impetem. Było około 10 dziur od mojego shurikena. Tak, umiałem je rozpoznać, gdyż miały charakterystyczne ząbki, które zostawiają tylko shurikeny zadające krytyczne obrażenia.
Dwa wampiry wychyliły się ze swoich okien, wystawiając jednocześnie lufy swoich karabinków, licząc pewnie, że ustrzelą kogoś z nienacka. Nie czekałem długo. Przybyłem tutaj by osłabić ich przed kolejnym atakiem... przybyłem z jednym jeszcze wampirem, Ahnazarem, który niedaleko ukrył się obserwując wszystko przez lunetę w swoim karabinku, który niedawno wygrawerowany runicznymi znakami siał postrach u dużo lepszych, teoretycznie, wampirów w tym mieście. Nie zastanawiałem sie długo. Ostrza shurikenów wystrzeliły z rękawa, niczym ostrza śmierci przecinając lufę karabinku. Zdziwiony wampir zdążył mrugnąć tylko okiem, zanim oko to, wraz z drugim, jak i całą czaszką, wylądowało u moich stóp. Jakże zdziwiony był grymas zachowany na twarzy ledwo zabitego wampira, jakby chciał powiedzieć "dlaczego ta krew nasza jest dla was taka ważna?". Nie chciałem odpowiadać. Podniosłem tylko głowę trzymając jak puchar, przechyliłem i przelałem do swych ust jeszcze ciepłą, słodką krew zabarwioną strachem przeciwnika. Popatrzyłem się w drugie okno gdzie... Nie zdziwiłem się. Z drugiego okna zwisała głowa drugiego wampira z piękną dziurą w czaszce. Zanim zdołałem podejść bliżej Ahnazar zjawił sie znikąd, rozdziawiając buzię i chłepcząc krew zlatującą strumyczkiem z góry.
- Nie pij tyle, bo sie zachłyśniesz, haha - rzuciłem - i wytrzyj sie później, mały głodomorze.
Spojrzał na mnie tylko swoimi zakrwawionymi ale i radosnymi, czarnymi oczami, żeby po chwili odskoczyć trzykrotnie w bok, przed zbliżającymi się kulami z innego karabinka. Nie zdążył przeładować swojego... kolejna głowa spadła na ziemię. Słychać było tylko dwa odgłosy: świst moich ostrzy i trzask łamiących sie kości potylicznych w czaszce przeciwnika... nie, to już nie był nasz przeciwnik. Tym razem na dzisiejszym oblężeniu nic nam nie zrobi.
Wróciliśmy do naszego domostwa, by po chwili usłyszeć raport jasszczura i Rusty, trzymających się za ręce, że wszyscy gotowi czekają tylko na rozkaz do wymarszu. Popatrzyłem na nich, uśmiechnąłem się. Nic nie powiedziałem. Odwróciłem się i ruszyłem w drogę powrotną do ZHP. Nie musiałem się oglądać, by wiedzieć, że wszyscy ruszyli za mną.
"Zgrani są, rozumieją co trzeba zrobić i nie marudzą, cieszę się. Pierwszy krok uczyniony. Ciekawe jak długo wytrzymają tępo rozwoju klanu, które sami sobie narzucili ku mojemu zdziwieniu."
Adamuss złapał mnie za ramię tuż przed wyjściem na uliczkę prowadzącą prosto do domostwa przeciwnika.
- Chyba będzie mały problem, panie.
- Prosiłem, żebyś...
- Tak, przepraszam. DarkWeiderze - uśmiechnął się. Jakże dziwny był uśmiech na twarzy pancerniaka. Prawie niewidoczny przez hełm, który okalał jego głowę. A jednak bardzo wyczuwalny - Powinieneś zobaczyć wpierw dach ich domostwa. Jest obsadzony dwoma nieznanymi mi wampirami.
Zdziwiony wychyliłem się i... rzeczywiście. Ale poznałem ich. Moraca i Redemption. Mocni... ale tylko w gębie, kiedy spotyka się ich walczących na ulicach.
- Kolejni mogą być ukryci wewnątrz. Radzę wezwać kogoś do nas - głos jasszczura był cichy. Popatrzyłem na adamussa, przytaknął.
- Dzwońcie po 4 ludzi z KO.
Nie musiałem długo czekać. Jakże magicznym okazuje sie zawsze słowo "rep" kiedy prosi się o pomoc, nawet sojuszników, bo tylko takie słowo było wypowiedziane przez telefon, wraz z adresem i ilością wampirów oczekiwanych. Przybyło jednak tylko 3, czwarta osoba, szef KO, który osobiście się zjawił również, postanowił czekać. O dziwo... spodziewał się chyba tego, bo z walizki wyjął rozkładany fotel, okulary, książkę... i już nie chciało mi się patrzeć, bo musiałem uspokoić salwę śmiechu moich ludzi
- Ruszajmy! - krzyknąłem. więcej nie trzeba było. Grymasy uśmiechów szybko poznikały z twarzy biegnących i krzyczących wampirów. Wampiry będące na dachu najszybciej znalazły sie na dole, zwinnie zeskakując z niego, po czym cała chmara przeciwników, o dziwo bez inszej pomocy, wysypała się z ich domostwa.
Jakie było moje zdziwienie, gdy potężny Redemption padł od pierwszego zadanego ciosu przez wezwaną przez nas pomoc. Z dumą patrzyłem jak moje wampiry rozpłatują przeciwników jeden po drugim już w 2 rundzie walki. Kiedy padł Seria i Rabit od kul przeciwników, nie kto inny, jak adamuss osłonił ich ciała przed poćwiartowaniem przez żyjących jeszcze wtedy ZHP'owców. Nie musiał długo czekać na wsparcie od braci i sióstr. Jasszczur wraz z hellgodem, DOOM'em i  Hestia szybko odpędzili przeciwników od ciał naszych dwóch wojowników. Co ja piszę... nie odpędzili ich. Mógłbym tak napisać, gdyby nie fakt, że jak tylko przeciwnicy sie odwrócili do ucieczki, karki zostały im rozpłatane, poćwiartowane, podziurawione i zmiażdżone bronią moich ludzi. Walka nie trwała długo. Ostatni padł Moraca, dzielnie broniący się w pojedynkę. W końcu stanąłem przed nim ja, CichyKiller i Angelique. Nie ukorzył się, nie uciekł. Każdy z nas wyrwał z rękawa shurikeny. Zaatakował nas... nie, nie nas, wyminął nas i pobiegł atakując resztę wampirów. Nie zdążył jednak włączyć wszystkich do czynnej walki. Shurikeny naszej trójki trafiły, wbiły sie głęboko w jego szyję i tułów. Nie ustał długo... padł... Padł tylko po to, żeby najbliżej stojące wampiry mogły w końcu nadpić krwi z najświeżej ubitego ciała przeciwnika.
Ktoś klepnął mnie po ramieniu. Kruczy. Stał ubrany w krótkie spodenki, ciemne okulary, koszulkę, z pięknym karabinem snajperskim w ręku. Można sobie tylko wyobrazić widok czystego wampira w ciemnych okularach na tle zakrwawionej świeżo ziemi obłożonej ciałami przeciwników, często poćwiartowanych. Wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem, tym bardziej widząc szczerze zdziwioną minę Kruczego.
Wróciliśmy do siebie. Nie imprezowaliśmy już, bo nie było czego świętować. Kolejne łatwe zwycięstwo, nawet nie podnoszące naszej reputacji w świecie wampirów. Każdy wrócił do siebie czyścić ubranie, broń i odpocząć przed kolejnym nocnym oblężeniem.
Mój pokój o dziwo był posprzątany. Kto... A, to ja... Przypomniał mi o tym ból lewego żebra. Chrząknąłem stwierdzając ponownie, że jednak nie lubię maczug
- Nigdy nie lubiłem być zmuszany przez nikogo do...
- Do czego? - u progu stał adamuss - No mów, mów, do czego to niby Ciebie zmuszamy, haha.
- Odwal się. Lepiej byś zszył tą płytową kamizelkę po mistrzowsku, żebyś w końcu porządnie wyglądał.
- Szyje się. Niedługo już będzie.
- Po co przyszedłeś?
- Pytanie, DarkWeiderze, jak długo jeszcze będziemy trzepać tych cieniasów?
- Niedługo już, już niedługo. Jeszcze pare kwadratów tylko, obiecuję. Możesz to przekazać reszcie.
- Dzięki i... dobrze, że w końcu posprzątałeś, haha.
- Ale śmieszne, ha, ha - nic nie powiedziałem więcej do odchodzącego przyjaciela.
Wszystkim nam należy się odpoczynek. Wiedziałem o tym, ale nie mogłem odpuścić pewnych zachowań przeciwników. Jeszcze tylko pare razy. Obiecuję...

Wyspany zszedłem na dół, gdzie część ekipy czekała już ze swoim orężem na kolejny rozkaz wyjścia. Tym razem postanowiłem nie wzywać pomocy bezwzględu na to, czy ZHP wezwie pomoc czy nie.
- Pospieszyć się!!! - dobiegł mnie nagły krzyk Syne, który z niewiadomych mi przyczyn nagle sie zaczął spieszyć - wychodzimy Dark?
- Gdzie Ci sie tak spieszy Syne?
- A tak jakoś, warknąłem sobie na tych młodzików, co by dupy ruszyli, a nie się obijają w kiblach goląc sie przed bitwą. Po cóż to?
- Nikt się nie golił, ja tylko... - krzyknął od progu toalety Zaqq podciągając właśnie spodnie.
- Dobra dobra, Ty już nam nie tłumacz co tam robiłeś. Gdzie jest jeszcze McPrick i... A nie, już są. To jak? - zwrócił się Syne z zapytaniem do mnie.
- Ruszamy.
Po 15 minutach nad podziw ochoczego marszu ulicami miasteczka stanęliśmy przed budynkiem ZHP. Po drodze Lord zdzielił kogoś maczugą jakiegoś dzieciaka i upił krwi, żeby być w pełni sił. Ktoś inny zgwałcił jakąś wampirzycę w zaułku kończąc swój czyn również upijaniem krwi. Gosik z DOOMem również gdzieś wyskoczyli "na boczek", nie wnikałem po co, ważne, że dołączyli spowrotem szybko (No może niekoniecznie szybko )
Tym razem już nie ukrywaliśmy sie w bocznych uliczkach przed bitwą. Przeciwnik był już na tyle słaby, że nawet jego kule celowane w nas przed walką, chybiały celu. Ruszyliśmy powoli, jeszcze przed właściwą walką zdejmując paru przeciwników z okien, którzy spróbowali się wychylić, kiedy byliśmy już na tyle blisko, że nasze shurikeny czy pociski trafiały bezproblemowo. Przeciwnik wyszedł przed budynek. Mało ich było. Walka nie trwałą długo. Wszystkich zabiliśmy dość szybko, nie stawiali oporu, potykając sie o ciała własnych ludzi upadali przed nami w ucieczce, próbując unikać naszych ciosów... bezcelowo. Kolejne zwycięstwo, kolejne litry krwi spłyną ulicą przed domostwem ZHP. Kolejne dziury i odłupany tynk z ich budynku. "Już niedługo moi bracia... już niedługo".
Odwróciłem się by wrócić do domu, gdy nagle w plecy wbiło mi się tak dobrze mi znane ostrze od shurikena. Krzyknąłem, wściekły z bólu. Odwróciłem sie i oczom mym pokazał sie potężny, prawie o głowę wyższy, wampir. Ismahel... kiedyś już go spotkałem na swojej drodze. Uśmiechał się złowieszczo w moją stronę. Błysk w oku i nagły, chropowaty śmiech oznajmił, że wcale sie nas nie boi.
- Co robimy? - pytanie padło od syne, który wraz z jasszczurem stanął koło mnie i wyjął mi shurikena z pleców.
- Nic Syne, my nic nie zrobimy. Pozwólmy młodym się wykazać.
- Oszalałeś?! Przecież on ich zje! - krzyknął jasszczur
- Podważasz moją decyzję?
- Ale...
- Wampiry! Powalić i wyssać tego olbrzyma z krwi! - krzyknąłem do moich ludzi, odwróciwszy sie w ich stronę.
Jakie było zdziwienie Ismahela gdy młody jeszcze wampir przebił jego czaszkę pociskiem z wygrawerowanym imieniem "Aurelia". Reszta dopadła sie do ciała Isnahela jak watacha młodych, głodnych wilków dopada swoja ofiarę po długiej pogoni.
- Dalej wątpicie? Mamy zgraną ekipę, która powoli staje sie naprawdę dobrym klanem. - uśmiechnąłem się po tych słowach, dałem po tzw "muce" jasszczurowi i Syne, po czym zwróciłem się ku swojemu... nie, naszemu domowi.

To ostatnia z walk, która w wojnie z ZHP podwyższyła naszą reputację na tym świecie. Stoczyliśmy jeszcze kilka bitew z tym klanem, ale już dość łatwych, bez oporu praktycznie żadnego z ich strony. Wojna zbliżała sie ku końcowi, a wraz z nim miała zacząć sie "era" sparingów między zaprzyjaźnionymi klanami, a nami. Coprawda podczas wojny kilka z nich chciało nas oblegać, pozabierać nam nasze zabawki z niektórych pokoi, ale odpowiednie listy ode mnie czy rozmowy telefoniczne z szefami klanów dość szybko potrafiły zażegnać wszelkie spory.

cdn...

Offline

 

#10 2008-02-24 23:48:57

Kac

Gość

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

dobre ;] lepsze nawet od poprzedniego i lekka nutka humoru masz drugi + ;]

 

#11 2008-02-25 16:25:05

adamuss

c2h5oh

Zarejestrowany: 2008-01-07
Posty: 42
Punktów :   

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

ale ty Dark brutalny jesteś i jakże brutalnie zabijasz tych skautów - no ale zajebiaszcze - czekamy na jeszcze

Offline

 

#12 2008-02-25 20:31:25

RustyAngel

..::Not quite an Angel::..

9564901
Call me!
Skąd: Leszno
Zarejestrowany: 2007-12-06
Posty: 287
Punktów :   
Rasa: Ssak
WWW

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

Marek.. no swietne... po prostu .....

i co ty masz do maczug... przeciez nie biłam mocno a zoabacz jakie efekty... jak staniesz w drzwiach pokoju to widac ze po drugiej stronie masz okno


http://img170.imageshack.us/img170/9786/raingirlanimatedbyelfbyem4.gif
" we mnie sex, we mnie grzech, we mnie małe dziecko jest, we mnie święta dziś, we mnie córka i mały świr"

Offline

 

#13 2008-02-25 20:46:33

syne

kochany Pandzik

Zarejestrowany: 2007-12-23
Posty: 120
Punktów :   
Rasa: PandusPospolitusWnerwusLudzius

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

Adamuss złapał mnie za ramię tuż przed wyjściem na uliczkę prowadzącą prosto do domostwa przeciwnika.
- Chyba będzie mały problem, panie.

- Tak, przepraszam. DarkWeiderze - uśmiechnął się.

- Dzwońcie po 4 ludzi z KO.

spadlem z fotela jak to przeczytalem wiadereczko moje kochane skad zes tyle zetonow nabral ?
panie moj i wladco

Offline

 

#14 2008-02-25 23:21:24

DarkWeider

ten NAJźlejszy szef

Skąd: Moria I/II
Zarejestrowany: 2008-01-10
Posty: 42
Punktów :   
Rasa: Łapacz Myśli

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

No co no musi być choć trochę realistyczne
Nie ma żetonów, telefony za darmo :>

Offline

 

#15 2008-02-26 11:38:27

RustyAngel

..::Not quite an Angel::..

9564901
Call me!
Skąd: Leszno
Zarejestrowany: 2007-12-06
Posty: 287
Punktów :   
Rasa: Ssak
WWW

Re: Kroniki wojenne O.o vs ZHP

łeeee a ja myslałam ze z komorki do Kruczego dzwoniłeś


http://img170.imageshack.us/img170/9786/raingirlanimatedbyelfbyem4.gif
" we mnie sex, we mnie grzech, we mnie małe dziecko jest, we mnie święta dziś, we mnie córka i mały świr"

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plbiuro rachunkowe